Wow!
Słucham Doorsów od kilku lat ale zawsze myślałam,że Jim to taki nasz Ryszard Riedel raczej
spokojny itp. Pomyliłam się całkowicie, uwielbiam jego cyataty o życiu, śmierci ale oglądając film
stwierdzam ,że było to człowiek który był szalony,szaman muzyki, pragnął być wolny.
No ale zachwyciła mnie gra aktorska Vala jestem w szoku tak sobie zawsze wyobrażałam Jima
ten sposób chodzenia,wymowa.Jego gra była dla mnie arcydziełem tak jakbym widziała
prawdziwego Jima
Oczywiście, że Jim nie miał za wiele wspólnego z Ryśkiem, to zupełnie inne charaktery. Chociaż, jak mam być szczery, nie wiem na ile prawdziwa jest wizja Olivera Stona. Bo to tylko wizja. Stone nie stworzył typowo biograficznego i obiektywnego filmu, raczej obraz Jima, jakiego on widział. Takie mam wrażenie. Z resztą ten fakt właśnie podzielił fanów zespołu i jego byłych członków. Nie wiem, jak bym odebrał film stworzony przez Scorsese, de Palma'e, czy Friedkina. Pewnie filmy te byłyby zupełnie inne. Ta wizja mi pasuje, a że kocham The Doors od pierwszych dźwięków jakie usłyszałem, film Stona pozostajje dla mnie najlepszych filmem o muzyce i jednym z najlepszych filmów w ogóle. Arcydzieło. Zdaję sobie sprawę, że gdyby nie chodziło o Morrisona, pewnie film małby ode mnie 8 lub 9, a tak jest dycha. Proszę jednak wybaczyć ten kaprys :)
Co do roli Vala Kilmera, to nie podlaga nawet dyskusji, że w tamtym czasie nie było lepszego aktora i nie wiem, czy znalazłby się taki później. Całe szczęście, że nie zagrał Travolta lub Cruise, bo czuje, że słabo by wyszło. A tak jest dobrze i git. Pozdro :)
To tylko film, który nie powie nam więcej o Morrisonie niż jego własna twórczość...
Śmiem twierdzić, że się nie pomyliłaś, Twe pierwotne wrażenia bliższe były realiom niż ułuda filmowa, której uległaś.
Obraz Jima i Doorsów nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością (z tego co pamiętam to lata temu Stone został za to skrytykowany przez środowisko muzyczne).
Polecam sięgnąć po biografię Hopkinsa i Sugermana "Nikt nie wyjdzie stąd żywy" lub Davisa "Jim Morrison życie, śmierć, legenda" - to zdecydowanie mniej efekciarskie i bardziej
rzetelne źródła wiedzy o Morrisonie.
Film ma wspaniały klimat co z pewnością pomaga mu "sprzedawać" fikcję o zespole i jego niebanalnym liderze.
właśnie zaczęłam czytać biografię Nikt nie wyjdzie ...
I widzę różnice, szczególnie iż no własnie w biografii o wiele bardziej opisana jest "psychika" Jima.
Przeczytam książkę i jeszcze raz oglądnę film :)
To miłej lektury :).
Film Stone'a ma niebywały klimat, porywa i utwierdza w przekonaniu, że lata 60-te były szalone i jedyne w swoim rodzaju,
jednak obraz Morrisona jest płaski i zbyt uproszczony. Masz rację, że autorzy tej biografii skrupulatnie opisują postać Jima
i wiele można dowiedzieć się o jego pogmatwanej naturze i złożonej osobowości (a także źródłach jego "inności")...
Próba poznania jego niezwykłej natury sprawia, że jeszcze inaczej patrzy się na jego twórczość.
Mam z tym filmem problem - bo z jednej strony bezsprzecznie jest to kawał dobrego kina, genialna rola Vala Kilmera, wspaniały soundtrack (a jakże mógłby być inny, skoro mówimy o muzyce Doorsów), zdjęcia i montaż też niczego sobie, ale z drugiej strony mamy niezgodności z prawdziwym wizerunkiem Morrisona. Niemniej jednak dla mnie film biograficzny to nadal film fabularny, a nie dokument, nie musi wszystkiego wiernie odzwierciedlać - taka była wizja Stone'a, miał do niej prawo, nigdzie nie padają słowa, że jest to historia w pełni prawdziwa, więc skłaniam się ku wysokiej nocie.
"A tak naprawdę myślę o sobie jako o wrażliwej, inteligentnej istocie ludzkiej ale z duszą klauna, która zawsze zmusza mnie do niszczenia wszystkiego..."