Nie interesuję się wcale zespołem The Doors, czy zaciekawi mnie ten film? Warto go oglądać jeśli nie wiem nic o tym zespole?
A lubisz psychodeliczny rock?
Znasz kulturę hipisowską lat 60'tych?
Zażywałeś kiedyś LDS?
Obejżyj ten film a dowiesz się czy ci sie spodoba to najlepszy sposbób.
Nie jestem w stanie stwierdzić czy zasmakuje ci marchewka dopóki jej nie spróbujesz.
Przed obejrzeniem filmu bylam nastawiona dosyc sceptycznie, ale okazalo sie ze niepotrzebnie. Film jest naprawde interesujacy. Warto obejrzec, nawet jezeli sie jest takim laikiem w dziedzinie rocka i czasow hippisowskich jak ja.
a ja nie wiem, czy zainteresowałaby mnie ta produkcja, gdybym nie słuchała Doorsów i nie darzyła sympatią Morrisona...
NIE. Jeśli nie znasz zespołu, to tego nie oglądaj. W tym filmie The Doors to banda ćpunów, wiecznie pod wpływem narkotyków-tylko ta ich częśc jest pokazana.
To film biograficzny i nie sądzę, aby był sens oglądania go, jesli opisywanej osoby się nie zna.
Ale to nie jest przypadkiem tak jak z Człowiekiem z księżyca? Też nie znałem człowieka, był on bardzo oryginalny a mimo to stał się moim ulubionym filmem.. Nie zważając na wasze opinie sięgnę po ten film ;]
zanim obejrzałem ten film miałem 5 piosenek Doorsów na kasecie. dziś 10 lat po obejrzeniu filmu mam ok. 10 Gb materiału na kompie związanego z The Doors i Jimem, kilka przeczytanych książek, full wierszy. ten film (choć nie jest wiernym odzwierciedleniem)można pokochać.... albo znienawidzić. ja gorąco polecam, mnie zachwycił.
napisz coś jak obejrzysz, pozdrawiam
Hmm film dosyć interesujący, wydaje mi się, że za mało było pokazanego piękna Morrisona, głównie jest on ukazany jako narkoman i alkoholik. Oceniam go na 8/10. pozdro
Masz rację, film bardziej pokazuje Jima jako ćpuna i dziwkarza niż poetę i jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli tamtych lat, jednak niestety mimo całego swego talentu i niepospolitej inteligencji był taki. Ukazuje to m. in. jedna z jego biografii "NIkt nie wyjdzie stąd żywy" Sugermana i Hopkinsa. Notoryczne zdradzanie Pameli, opłacenie aborcji (gdy dziennikarka Patricia Kennelly zaszła z nim w ciąże), czy słynny "The End", w którym śpiewał "matko chcę cię zerżnąć", obrażając swoją matkę która go naprawdę kochała i której zależało na jego dobru. Ale też nie można zapomnieć o dobrych rzeczach które zrobił. Jego hipnotyzujacy, niski głos, teksty obok których nie można przejść obojętnie, szamańskie tańce podczas koncertów, walka o wolnosć artystyczną. Gdyby nie zmarł w Paryżu w wieku 28 lat w Paryżu i rzeczywiście zajął się tylko kinem i poezją, moze nie byłby taki sławny ale z pewnością bardziej spełniony i dojrzały jako twórca. Myślę że najlepiej określa go zwrot: "wielki człowiek który zatracał się o małość".